Czym może skończyć się kryzys w tradingu

koniectradingu

 

Bardzo łatwo rozmawia się o własnych sukcesach. Prosta sprawa, kto z nas nie lubi połechtaś własnego ego :) Ale dopiero prawdziwy trader to taki, który potrafi również opowiedzieć o swoich porażkach. Jeszcze większe jaja mają Ci, którzy po wieloletniej przygodzie pełnej rewelacyjnych wyników, są zmuszeni do zakończenia kariery giełdowej.

W dniu dzisiejszym porozmawiam z kilkoma moimi znajomymi, którzy przez lata grali na giełdzie, ale doszli do pewnego momentu, w którym z tego zajęcia zrezygnowali.


Dla ścisłości, mówiąc o tych traderach nie mam na myśli osób, które coś tam na rynku próbowały. Mam na myśli osob, które przez lata dobrze sobie żyły z giełdy. Stanowiło to ich jedyne źródło dochodu i z pewnością nie był to poziom średniej krajowej.

Cieszę się, że osoby te zgodziły się ze mną porozmawiać. To smutna, ale dobra lekcja życia dla tych z Was, którzy na rynku są obecni. Również dla mnie.

W każdym z nas, gdzieś głęboko, drzemie taka myśl, że trading się nie skończy. Że to co gramy będzie nam przynosiło w tej samej postaci zyski przez długi czas. Szczególnie gdy taki stan rzeczy trwa latami. W tym czasie nie poświęcamy czasu na nowe strategie, czy modyfikacje tego co działa – bo nie ma takiej potrzeby. Działa bowiem ona idealnie i nie ma co w niej zmieniać.

Pogadaliśmy dość szczerze i w zasadzie bezpośrednio. Traderzy to fajne chłopaki haha. Prawda jest taka, że w srodowisku traderów w kórym się otaczam, praktycznie brak jest bajkopisarzy. Ktoś zarabia to zarabia, nie ściemnia o pozycjach, zyskach, nie ma przechwałek. Bo każdy ma świadomość, że rynek jest przerwotny. Dobre może szybko odejść, a kłamstwa zostają w pamięci. Na szczęście dla mnie, takich bajkopisarzy dawno temu zostawiłem za plecami, a głównie pochodzili z rynku forexowego (co pewnie nie dziwi :).

Założenia w rozmowie były takie: Jeżeli na coś nie chcesz odpowiedzieć – luz :) Takie mieliśmy założenia na początku rozmowy. Jednak za szczególnie nikt nie krył się z tym co czuje i myśli z perspektywy czasu.

Zapraszam do przeczytania rozmowy. Mam nadzieję, że wyciągnięcie z niej odpowiednie wnioski.

 


Dzięki Panowie za wyrażenie chęci do rozmowy!

Bartek: Spoko, nie ma problemu, postaram się odpowiedzieć na poszczególne pytania w miarę wyczerpująco, Trading to jeden z moich ulubionych tematów, na które lubię rozmawiać

Marek: O tradingu mógłbym rozmawiać godzinami, mimo że mnie już na nim nie ma :) 


Gdybyś mógł powiedzieć czym dla Ciebie był trading, o tym na jakim poziomie w graniu byłeś (nie chodzi mi tu o konkretne cyfry, ale poziom zadowolenia) i z jaką skutecznością trejdowałeś?

Bartek: Trading był dla mnie moją tak naprawdę pierwszą poważną pracą i jak do tej pory jedyną, z której byłem bardzo zadowolony i w której się spełniałem. To była, póki co, największa przygoda mojego życia..
Było to coś takiego w życiu, co znacznie podwyższyło moją samoocenę, coś co pokazało mi, że jeśli wszelkie warunki są spełnione po mojej myśli, to ciężka praca i wytrwałość procentują, a samodoskonalenie się wprost proporcjonalnie może się przenosić na coraz lepsze wyniki. Kilka długich miesięcy zajęła mi powolna i konsekwentna nauka, jednak zaraz po uzyskaniu statusu „Tradera” (2000$) moje wyniki zaczęły być coraz lepsze i było tak prawie do samego końca mojej ponad 5-letniej przygody z Giełdą. Skuteczność była bardzo wysoka, a gdy tylko szło coś nie tak, starałem się możliwie jak najszybciej ciąć stratę. W najlepszych miesiącach miałem średnio maksymalnie 1-2 dni na minusie. Dążyłem więc do perfekcji..

Marek: Wiesz trading na ten czas, to było całe moje życie. Znajomi z biura, wspólne imprezy, co tu dużo mówić high life. Zyski jakie generowałem na rynku, bardzo odbiegały od średniej krajowej. Czasem o kilka razy, czasem było to kilkanaście czy kilkadziesiąt razy tyle w skali miesiąca. Można powiedzieć, że na rynku była wtedy łatwa kasa i ja z tego korzystałem. Skuteczność miałem dużą, jak większość moich znajomych. Rzadko na minusie byłem więcej niż 1-3 dni w miesiącu. Przypadek przy pracy. 


Powiedz mi, który to już rok odkąd można powiedzieć że zakończyłeś przygode na rynku. Jakie pierwsze myśli kołatają Ci się w głowie?

Bartek: To już 4 rok od kiedy zacząłem moją „główną przygodę” z giełdą. Wracałem jeszcze 2 razy, ale nigdy nie było to już to samo co kiedyś. Mawiałem sobie: „nie poznaję już tej Giełdy”; „to już nie ta Giełda.”; „Giełda mnie zdradziła”.
Może luźna analogia do związku damsko-męskiego – jeśli raz już było rozstanie, to nie powinno się wchodzić drugi raz do tej samej wody…. Niemniej, nadal tli się w mojej głowie niemal codziennie iskierka nadziei, że kiedyś wrócę.
Póki co w tym wypadku rozum wygrywa z sercem, a ekonomia i względna stabilizacja tryumfują nad ryzykiem i niepewnością trendu a także względnie wysokimi opłatami trejdowania.

Marek: Minęło już kilka lat. Nie było mi łatwo odejść. Zresztą sam wiesz bo dużo o tym rozmawialiśmy. Z jednej strony przywykłem przez lata do pewnego poziomu zysków. Małe (ale jak teraz o nich myśle to dalej dobre) już tak nie cieszyły. Chciałem więcej i więcej. No i od tego wszystkiego sam zacząłem walkę ze sobą.
Taka pierwsza myśl, że cholernie spieprzyłem sprawę. Nie ma co ukrywać, łezka się w oku kręci. Ale to mówię teraz, po latach. Mam już pewien dystans i nie myślę w takich kategoriach jak wtedy. Wiesz najbardziej zły jestem na to, że przewaliłem dużo kasy na głupoty, a nie odkładalem większej jej części na przyszłość. Gdybym na bieżąco więcej odkładał, łatwiej byłoby mi przejść okres zmian na rynku, które mnie definitywnie wyniszczyły. Albo w sumie ja sam siebie.


Co spowodowało, że zakończyłeś trading? Gdybyś mógł przybliżyć powody.

Bartek: Przez kilkadziesiąt miesięcy to było moje jedyne i stałe źródło zarobku. Na bieżąco prowadziłem analizy opłacalności, a gdy trafiał się gorszy miesiąc, natychmiast przeorganizowywałem mój sposób tradingu. Byłem traderem dość elastycznym: lubiłem zarówno muły jak i spready, zarówno NYSE jak i Amex, do tamtej pory z każdej zmiany na rynku wychodziłem koniec końców obronną ręką. Czasem trwało to dłużej, czasem krócej, ale zawsze znajdywałem swoją niszę, która przynosiła mi stałe i dobre źródło zarobku. Aż skończyła się płynność, przybyło algorytmów i coraz więcej transakcji schodziło literką „D” na TaSie, frustracja wzięła górę i czara goryczy się przelała.

Marek: Zmieniło się nieco na rynku. Inna specyfika. To co trejdowałem przestało mieć taką samą zmienność wolumen również zmalał. Nie znaczy to, ze nie potrafiłem zarabiać. Grałem dalej podobnie, ale ciągle było mi za mało. Nie realizowałem zysków, bo chciałem z nich wyciągnąć więcej. Lata kryzysu na giełdzie i odbicia mocnego, przyzwyczaiły mnie do większej zmienności. Nie potrafiłem się od tego odzwyczaić. A mogłem brać mniejsze zyski bez problemu.


To było takie powolne wykrwawianie? Dobre miesiące pojawiały się coraz rzadziej? Czy nagłe cięcie na rynku i nieumiętność odnalezienia się na nim?

Bartek: Nie, to nie było powolne wykrwawianie. Coś się skończyło, próbowałem niemal wszystkiego żeby znowu się przestawić. Nie poddawałem się bez walki. Ale zbyt dużo czynników na raz zepsuło ten rynek. Postanowiłem też dwa razy wrócić. Najpierw po 3 miesiącach. Potem po półtorej roku. Było o wiele, wiele gorzej niż wtedy, kiedy pierwszy raz odszedłem. Powiesiłem rękawice na kołku. Nie zamierzam kopać się z koniem. Jest nieskończoność innych miejsc, gdzie mógłbym się spełniać, rozwijać inne obszary kompetencji, nauczyć się czegoś nowego, poznać nowych ludzi.

Marek: Na początku to było granie w kratkę. Jeden miesiąc zysk, drugi miesiąc oddawałem cały ten zysk. Bilans na 0 i utrzymywał się tak przez rok, może półtorej. Po tym czasie, chyba chciałem nadrobić stracone miesiące i dowaliłem do pieca. Efekt był taki, że emocje które latami trzymałem na wodzy – wzięły górę. Posprzątało mnie w kolejne pół roku. Dopłaciłem z 2-3 razy jeszcze do rachunku, ale nie potrafiłem przestawić się na bardziej rozsądne i dostosowane do moich (na tamten czas) możliwości. Wiesz gdy np. 2-3k$ zysku to za mało. Teraz wziąłbym z pocałowaniem ręki.


Trading ma to do siebie, że sami jesteśmy sobie panami, wyznaczamy ile trejdujemy. Kiedy? No to juz nie do końca, bo ograniczają nas godziny sesyjne w USA. Co za myśli kołatają się w głowie kiedy czujesz, że musisz zmienić tak naprawdę wszystko w swoim życiu. Kiedy ok jest pewna kupka pieniędzy, którą przez lata zaoszczędziłeś, ale nie jest tego na tyle byś mógł żyć jak rentier.

Bartek: Trzeba się po prostu przeorganizować i zrozumieć, że musisz zacząć żyć jak przeciętny Kowalski i że skończyło się Giełdowe Bailando… To przychodzi z czasem, na początku jest szok i niedowierzanie. Porównywanie każdej „normalnej” pracy z Giełdą…Ciężki czas.

Marek: Śmiesznie to zabrzmi, ale kiedy skończyłem trading, poczułem ulgę. W głowie. Centralnie jakby kamień spadł mi z serca. Było mi przykro jak cholera, że ten etap w moim życiu na jakiś czas (lub na zawsze) się kończy. Miałem świadomość, że oszczędności z grania mogłyby mi dać spokój na bardzo wiele lat, ale z głupoty za bardzo szalałem i przeleciało dużo pieniędzy. Stąd i ta kupka była mniejsza.
Na swój biznes nie miałem pomysłu. Znalazłem po pewnym czasie pracę. Gdzie nie chce pisać, ale fakt, że przelew wypłaty spływał co miesiąc na konto niezależnie od efektów mojej pracy – jakoś pomógł mi podnieść się psychicznie. Może dlatego, że przez blisko 2 wcześniejsze lata na giełdzie nie zarobiłem nic. Miałem za co spokojnie żyć, ale też nie zniósłbym nic nie robienia.
Najtrudniejsza w tym była świadomość bata nad sobą. Tego, że masz szefa i on czegoś od Ciebie wymaga. Wkur... mnie przez długi czas i tyle. Zbyt przywykłem do tego, że byłem swoim panem i robiłem co chce. 


Nie ma myśli że trzeba na siłę do grania wrócić, gdy spojrzy się na zarobki? Bo z pewnością kwoty te są kilka czy kilkadziesiąc razy mniejsze niż to co zarabiałeś średnio miesięcznie na rynku.

Bartek: Są. Ale nie wolno wracać na siłę, bo można narobić bigosu: porobić długi, obniżyć swoją samoocenę, wejść w konflikt ze swoimi bliskimi, planami i portfelem…

Marek: Mam plan powrotu. Zrobię to gdy na rynku zacznie się nowy kryzys. Czy to będzie za rok czy za pięć nie ma znaczenia. Wiem, że na tym rynku znowu się będę dobrze czuł. Na tą chwilę nie planuje powrotu z dnia na dzień. Jest mi dobrze z tym co mam. Nie mam również sił i pomysłu by w tej chwili pracować nad nową strategią. 


Z perspektywy czasu, czy inaczej podszedłbyś do tematu wprowadzenia potrzebnych zmian do swojego tradingu, wiedząc że skończy się to odejściem zupełnie od tego zawodu?

Bartek: Nie. Zrobiłem wszystko co mogłem by wrócić i zrobiłem to najlepiej jak mogłem. Nie mogę sobie pozwolić na marnotrawienie: czasu, siły, pieniędzy, zaufania do siebie i do innych. Zwycięskiego składu się nie zmienia, a przegrany skład należy zmienić. Mi się już skończyła ławka rezerwowych…

Marek: Tak, ale łatwo to mówić z perspektywy czasu, gdy jestem świadomy swoich błędów. Może to być dobra przestroga czy nauka dla tych, którym przytrafi się to co mi.
Rozmawiałem z tobą, w tamtym czasie na ten temat. Mówiłeś abym pracował nad nową strategią, ale przygotował się na to, że w pierwszym okresie nie jestem w stanie osiągać z niej takich zysków, jak z grania dotychczasowych, ale nie działających już strategii. Czyli np. jeżeli normalnie miałbym pozycję na 2000 akcji, która da mi 1500$ zysku, to w nowej strategii zaczynam od 100 akcji i da mi np. 80$. I powoli bym w ten sposób rozwijał się, coś na zasadzie jakbym od nowa uczył się tradingu. Ja chciałem zmienić to z dnia na dzień.


Planujesz wrócić kiedykolwiek na rynek, czy to już zamknięty etap w Twoim życiu? Bo wiem, że sama decyzja o odejściu nie była łatwa.

Bartek: Planuję kiedyś wrócić. Tak mówi każdy Prawdziwy Trader.

Marek: Tak, czekam na sygnał od Ciebie "zaczęło się". I z dnia na dzień jestem na rynku :) Życzę by kryzys lub mocne przetrzepanie na rynku zaczęło się wkrótce.

 


Podsumowanie

Chciałbym aby ten artykuł/wywiad uświadomił Wam, że żaden trader nie jest robotem. Ma swoje gorsze chwile i kluczem jest to jak się z nich podnosi. Jak reaguje na rynek. Spotkałem się z wieloma początkującymi, którzy wmawiali mi nie grając jeszcze na koncie realnym, że mają zajebiście opanowane emocje więc sobie bez problemu poradzą. Zwykle było inaczej. Jak emocje opanowane mają gracze, którzy przez długie lata żyli z giełdy. Ale i u nich gdzieś puściły w pewnym momencie.

To samo dotyczy traderów, którzy mogą mieć już cholernie duże doświadczenie. Jednak zmiany na rynku (nawet te których się nie da przewidzieć), pogorszenie lub kompletny brak wyników, zmienia pewność siebie. Morale spadają i głowa zaczyna inaczej pracować.

Szczerze, po rozmowach z byłymi traderami zszedłem znowu na ziemię. Doceniłem to co mam oraz to co trejduje nawet w gorszych dla mnie okresach (ale nadal zyskownych). Dodało mi to jeszcze mocniejszego kopa, do tego by stale się rozwijać i planować zgodnie z postanowieniami gdy widzę, że na rynku coś się zmienia.

Inna kwestia, o której jeszcze w innym artykule wspomnę: zabezpieczenie jaki zbiera się po latach. Zarówno finansowe jak i po prostu równoległe biznesy. W moim otoczeniu większość traderów, którzy jak ja żyją z giełdy na niej również zaczynali. Będąc traderami, którzy żyli i utrzymywali się z giełdy weszli również w dorosłość. To ma znaczenie – wiele osób startuje gdy chodzi do pracy, ma inną firmę. My zaczynaliśmy będąc studentami, w większości pracując gdzieś co najwyżej dorywczo.

Przez wiele lat nie miałem żadnego biznesu. Mimo, że miałem czas by ruszyć cokolwiek innego. Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że przywykłem do stabilnych wyników i wypłat z rachunku. A co gdy postanowię zrobić sobie długie wakacje albo po prostu na rynku będzie cokolwiek gorzej. Niezależnie od stanu portfela, świadomość że coś przynosi zyski, a nie jest związane z tradingiem – brzmiało to dla mnie dobrze.

Po kolejnych latach, gdy kilka mniejszych czy większych biznesów rozkręciłem – zaczęły przynosić dochód, było mi jakoś lżej. Trading dalej był/jest na głównym miejscu. Ale nie ma ciśnienia, szczególnie w okresach gdy na rynku jest posucha lub coś muszę w strategii modyfikować.

Jeżeli startujesz na giełdzie, coś na niej już działasz – polecam byś reinwestował część zysków. To mogą być różne biznesy. Jeżeli generujesz na giełdzie zyski to zakładam, że jesteś na tyle łebski by sobie poradzić ze stworzeniem czegoś. Polecam, nawet jeżeli miarodajne zyski odczujesz dopiero po latach. Jeden z moich biznesów dawał mi może w skali roku 1000 zł przez pierwsze ileś lat. Normalnie mógłbym temat olać, nie? Ale nie wymagał on ode mnie za szczególnie nic. Teraz skala się zmieniła i jest satysfakcja. To jest takie bezpieczeństwo "z tyłu" głowy, które posiadam. O którym na co dzień nie myśle. Trejduje i robię swoje.

Jeżeli trejdując, trafisz na gorszy moment, a do tego czasu Twoje zyski na giełdzie nie zbudowały wystarczającego zabezpieczenia na życie na dłuższy czas – zacznij myśleć w szerszej perspektywie. Twórz coś również innego. Masz na to czas jeżeli tylko trejdujesz.